Dzisiejsza data:

Ustrój miasta

W XV i XVI wieku ustalił się ostatecznie ustrój miasta. Na czele miejskiego samorządu stała rada miejska, wybierana z wąskiego kręgu patrycjuszowskich rodów przez wojewodę krakowskiego. Spełniała ona w głównej mierze funkcje ustawodawcze, wydając miejskie ustawy zwane wilkierzami. Spośród członków rady wybierano burmistrza, który sprawował swój urząd początkowo tylko przez sześć tygodni. Burmistrz nosił specjalny złoty sygnet i srebrne berełko, a w czasie przemarszu przez miasto towarzyszyła mu eskorta złożona z czterech łuczników. Burmistrzowi podlegała straż miejska, dowodzona bezpośrednio przez „ratusznego hutmana”.

           Gospodarka miejska podlegała urzędowi lohnera, który zarządzał całym szeregiem miejskich „przedsiębiorstw”, cegielni, wapienników, lasów itp.

           Organem sądowniczym była tzw. ława, której przewodził wójt. Ławie podlegał miejski kat – mistrz świętej sprawiedliwości, który wprawdzie budził zrozumiały lęk, ale także i szacunek, gdyż często spełniał funkcję pogotowia lekarskiego, wyrywając bolące zęby, przecinając wrzody i nastawiając kości. Pomijając jednak te sporadyczne przypadki gdy kat zmieniał się z oprawcy w lekarza, trzeba powiedzieć, że na stanowisko to potrzebny był zawsze osobnik o silnych nerwach. Orzecznictwo sądów miejskich, w czym Kraków nie był wyjątkiem, było niezwykle surowe. Z krakowskich ksiąg sądowych wynika, że w praktyce stosowano trzy rodzaje kar: na włosach, na rękach i na gardle. Kary na włosach były najlżejszą kategorią kar i oznaczały „delikatne” oszpecenie oskarżonego, np. właśnie poprzez ścięcie włosów. Dla swarliwych przekupek klasyczną karą ośmieszającą była kara „rzezania się w koszyku”, co wyglądało w praktyce w ten sposób, iż babę taką wsadzano do wiklinowego kosza, zamykając go na zasuwkę z zewnątrz. Uwięziona w ten sposób przekupka musiała wykazać całą pomysłowość aby się na zewnątrz "wyrzezać" z koszyka. Kiedy rzecz cała odbywała się na oczach gawiedzi, rozrywka była przednia. Kara na ręce polegała na mniejszym lub większym okaleczeniu winnego, a nazwa wzięła się stąd, że najczęściej sądzono w ten sposób złodziei, skazując ich na ucięcie ręki. Oczywiście ucięty mógł być inny narząd. Z czasów Bolesława Chrobrego znany jest przypadek, gdy skazany za cudzołóstwo, został przybity do mostu gwoździem, przy czym gwóźdź przechodził przez tę część ciała, która najbardziej zawiniła. Trzeba jeszcze dodać, że jedyną alternatywą dla skazanego, był wsadzony mu do drugiej ręki ostry nóż. I wreszcie najsurowsza kara, na gardle, była po prostu karą śmierci, przy czym w obmyślaniu sposobów wykonania tej kary, średniowieczni prawodawcy, wykazali dużą pomysłowość. Proste ścięcie na pniu, było tylko jedną z możliwości. Poważne wykroczenia: ojcobójstwo, dzieciobójstwo, świętokradztwo, czy wreszcie zdrada stanu, karane były wręcz okrutnie. Zabójczynię matki z XVI wieku zaszyto w worku z psem, jaszczurką i kogutem, po czym wrzucono do Wisły. Zabójcę rodziców z XVII wieku szarpano kleszczami na estradzie ustawionej na Rynku u wylotu ul. Brackiej, następnie zdarto mu żywcem skórę z pleców i klatki piersiowej, obcięto kończyny i dopiero wtedy przewieziono, jeszcze żywego (!), na szubienicę na Pędzichowie. Podobnie maltretowano chłopa Bartosza z Lusiny za kradzież pieczęci kanclerskiej z domu Filipa Padniewskiego przy ul. Kanoniczej. Symbolem surowego magdeburskiego prawodawstwa, jest do dzisiaj nóż zawieszony w przejściu przez Sukiennice


Fot. 58. Nóż w przejściu w Sukiennicach

  i kuny, rodzaj okowów na szyję, znajdujące się przy bocznym wejściu do kościoła Mariackiego.


Fot. 59. Kuny, południowe wejście do Kościoła Mariackiego